niedziela, 22 lutego 2015

Kwarantanna

Wanda podesłała mi dziś bardzo ciekawy artykuł...

"Widziałam taką grafikę: jeśli twój związek trwał rok, 
zrób miesiąc kwarantanny. Jeśli miesiąc, to tydzień.
Jeśli tydzień, to jeden dzień. A jeśli dzień, to godzinę."

Czyli, że ja po 7,5 roku powinnam ze 7,5 miesiąca dać sobie
czasu na powrót do równowagi? A ile już wracam? 3 miesiące by było...
Ile mi jeszcze zostało? Ze 4,5 miesiąca... Kiedy koniec? Co za ironia,
akurat w okolicy moich urodzin kwarantanna się (teoretycznie) zakończy.
Czy da się tak precyzyjnie wymierzyć czas powrotu do normalności?
Na pewno nie, natomiast warto SOBIE DAĆ trochę czasu, podczas przeżywania
tej "małej śmierci", jaką jest rozstanie z bliskim człowiekiem.

Góry przychodzą z pomocą :)

Dla zainteresowanych artykułem:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,98083,17426568,Dlugolecka_i_Reiter__Jak_odbic_sie_od_dna_po_rozstaniu_.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_wysokieobcasy


Rysy

Apetyt rośnie w miarę jedzenia...
Przygodę z Tatrami zaczęłam niecałe 2 miesiące temu,
a już połakomiłam się na Rysy- i to zimą :)
Sama jestem z siebie dumna :)

No to w górę...

Uchwyt nadciąga :)

Uchwyt nadciąga cz.II

Ciągle w górę...

Bieszczadzki GOPR :) Panowie rumem z Kostaryki poczęstowali :)

Widok spod szczytu... Jeszcze tylko 100 m w górę :)

Ekipa szturmowa :) (+Dawid, który jeszcze docierał)

Nóżki na szczycie muszą być :)

Widok na Czarny Staw 

No to w dół... dół... dół...

W górach trzeba być pokornym i podchodzić do nich z respektem.
Wczoraj znów zeszła lawina w Tatrach. Znajomi i rodzina co chwila do nas pisali,
czy jesteśmy cali i zdrowi... Towarzystwo, z którym chodzę w góry to harpagany,
ale rozważne. Tam gdzie niebezpiecznie i lawiniaście się nie pchają.
Mieliśmy jeden moment grozy, kiedy Dawidowi urwała się pętla od czekana
i podczas zejścia ze szczytu, zjechał bez kontroli kawał drogi w dół.
Na szczęście jakoś się zatrzymał. Twierdzi, że bardzo się nie poramotał.
Ja natomiast podczas zejścia sobie w miarę sprawnie poradziłam- choć
zejścia bałam się bardziej niż wyjścia, ale potem na prostym odcinku z Morskiego
do Palenicy nadrobiłam upadki :P Taka to ironia :P
Bilans wycieczki jest taki, że tyłek i kolana są obite, serdeczny palec
prawej ręki trochę bardziej ucierpiał- siny i zesztywniały jest (przyłożyłam sobie
niechcący czekanem), a spodnie od raków porządnie podarte...
Na szczęście małe to ofiary ;)