poniedziałek, 27 października 2014

więzi rodzinne

 Wujek Marek- zawsze był bardzo ważnym członkiem naszej rodziny.
"Maros" (przechrzczony tak przez babcię S.) człowiek o specyficznym poczuciu
humoru- jak to matematyk, czasem złośliwy, od zawsze był przez nas (całe rodzeństwo)
bardzo lubiany. W dzieciństwie prowadziłam z nim pewną grę, która zawsze dostarczała
mi niezłej zabawy. Pamiętam też, jak kiedyś wlazłam na drzewo, do swojej "bazy" i nie
umiałam zejść- kto przyszedł z pomocą? Nikt inny jak wujek Marek :)
W niedziele często wypatrywaliśmy niebieskiej kolarzówki na horyzoncie, w nadziei
na wizytę wujka. Były to czasy, kiedy jeszcze ostro jeździł na rowerze.
Potem jak przerzucił się na auto, często narzekał na rowerzystów na drodze, że to
straszna zmora dla kierowców :P
Kiedyś, dawno temu zdarzyło się, że rodzice wyjechali na kilka dni i na czas swojej
nieobecności zorganizowali nam support w postaci Marosa. Ach!! co to były za dni ...
Wujek organizował nam ciekawe zabawy. Był dla nas cierpliwy i wyrozumiały.
Słuchaliśmy się go bez narzekania. Całą czwórką!! To był świetny czas.
Do tej pory mam sentyment do czekoladek z cytrynowym nadzieniem, którymi nas
wtedy częstował :)
Domowe karaoke to kolejna atrakcja, którą M. nam serwował :) Stworzył ogromną
bazę utworów i podczas wizyt każdy z nas mógł życzyć sobie jakiś kawałek do wykonania
i po kolei wspólnie śpiewaliśmy. Oj, bywało śmiechowo podczas tych domowych
"koncertów" ;) Moim ulubionym utworem był "Mały Książę"
Kasi Sobczyk w wykonaniu Karolusi. Nikt tak jak ona, nie umiał sparodiować fragmentu
                                  "Nie wierz swym oczom - szepnął wiatr,
                                       Jeżeli kochasz, sercem patrz."
W towarzystwie tegoż właśnie ulubionego w dzieciństwie wujka Marka, miałyśmy
z Wandą niewątpliwą przyjemność spędzić 2 ostatnie piesze wycieczki :)
Powróciły radosne wspomnienia z dzieciństwa :)
Więzi rodzinne zostały odnowione :)




Były to 2 bardzo miłe wypady i miejmy nadzieję, że to dopiero zapowiedź kolejnych
wspólnych wypraw :)




Gorce październikowe

Nie umiem sobie przypomnieć, czy byłam kiedyś w Gorcach
w Październiku... Chyba nie.
Wczoraj z Wandą i w.Markiem zrobiliśmy sobie małą wycieczkę w Gorce właśnie :)
Była chwila grozy, kiedy wydawało się, że wyprawa wisi na włosku, bo Wandzie
niespodziewanie zepsuło się auto, ale ratunkiem okazał się "czołg" Łukasza,
który wystaje pod blokiem od kilku tygodni :) Ja się go nie odważam odpalać,
toporne to strasznie, ale Wanda- mistrz kierownicy świetnie sobie z nim poradziła :P
W dobrych nastrojach opuściłyśmy okrutnie zamglone miasto, w nadziei na słońce
i piękne widoki.
Pogoda była przepiękne :) Widoki śliczne :)
Powygrzewałyśmy się zadowolone na słońcu, na łonie natury :)
Bardzo dobrze, że pojechałyśmy za miasto, bo w Krakowie cały dzień było zimno
i mgliście, a my mogłyśmy jeszcze skorzystać z pięknej jesieni w górach.

                                               mgła unosząca się nad doliną

                     ta najwyższa góra na horyzoncie to Babia Góra- królowa Beskidów
                                 
                                                                ekipa w komplecie :)



                                       b.lubiane przez nas schronisko na Maciejowej :)


Na listopad też już mamy plan wycieczkowy :)
Jupi :) :) :)