jeśli ma się skłonności do popadania w tych emocjach ze skrajności
w skrajność. Podobnie sprawa się miewa w przypadku (zbyt) szybkiego
przywiązywania się do ludzi. Strasznie to potem boli, kiedy taka osoba znika
z Twojego otoczenia. Nie wiem czy ja mam jakiś wrodzony defekt związany
z nadprodukcją oksytocyny, ale w tym roku już nie raz miałam okazję się
przekonać, że potrafię zadziwiająco szybko obdarzyć kogoś silnymi uczuciami,
które nawet trudno mi opisać, a jeszcze trudniej wyjaśnić skąd się wzięły.
Tak, jakbym poznała "bratnie dusze". Wierzę w to, że one istnieją.
W tym roku przekonałam się także, jak to jest kiedy takie "bratnie dusze"
fizycznie znikają z twojego otoczenia. Moje reakcje w odpowiedzi na te sytuacje
naprawdę każdorazowo mnie zaskakiwały. Towarzyszył temu smutek, tęsknota,
czasem żal.
Czy też tak czasem miewacie, że poznajecie kogoś i od I wejrzenia wiecie,
że to jest "wasz człowiek"? Że bezwarunkowo lubicie tą osobę? Czy czujecie,
że ona was rozumie? Że nie trzeba jej niczego specjalnie tłumaczyć, bo ona po
prostu wie? Czujecie się swobodnie w jej towarzystwie. Chcecie, aby była
w pobliżu.
Mam tu przede wszystkim na myśli relacje platoniczne w swoim charakterze.
Jeśliby dodatkowo w grę wchodziły zmysłowość i cielesność, to już w ogóle
musiało by być mega trudno powrócić do normalności po stracie kogoś takiego.
Kolejnym tegorocznym przekonaniem jest pewność, że czas rzeczywiście leczy
rany :) Pomaga nabrać dystansu. Spojrzeć na chłodno.
Nie jest to co łatwe, ale przychodzi z czasem. Trzeba tylko dać czasowi czas ;)
Cierpliwości.
Ps: oksytocyna to hormon, który wzmacnia więzi ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz