W tym tygodniu jest spokojniej, za to w zeszłym ze 2 dodatkowe
doby by mi się przydały, żeby móc tak nie gonić z miejsca na miejsce.
Wydarzenia weekendu popchnęły mnie do postanowienia, że chyba
najwyższy czas uruchomić tryb myślenia.
Nie można tak ciągle uciekać przed czymś, co i tak Cię prędzej czy później
dopadnie. Decyzja raz podjęta nie sprawi, że wszystko samo się zadzieje i toczyć się
będzie bez zarzutu. Dokonany wybór pociąga za sobą pewne konsekwencje,
z którymi trzeba się mierzyć. Każdego dnia od nowa- jak to mówi moja Wanda.
Brzmi to trochę jak syzyfowa praca, ale taka jest prawda, że codziennie na nowo
trzeba nam stawiać czoło życiu. Od pewnych rzeczy, ludzi, wydarzeń nie da się uciec.
Można zwlekać z tą konfrontacją, ale kiedyś na pewno do niej dojdzie. I co wtedy?
Mój siostrzany sufler nieustannie mi o tym przypomina, a ja tak tylko przytakuję
i robię swoje, czyli nic nie robię. Uciekam. Uciekam od konfrontacji. Uciekam
od swoich myśli, bo nie wygodnie mi się nimi zająć. Bo może boję się tego,
co odkryję... Ale czas z tym skończyć.
Dziś został podjęty pierwszy w tym kierunku krok- cisza. I raz po powrocie
do domu, nie włączyłam muzyki. Jest mi trochę nieswojo, bo muzyka niemal
wszędzie mi towarzyszy, ale przynajmniej wyeliminowałam jedną rzecz,
która zagłusza moje myśli. Mam wrażenie, że ta cisza mnie wręcz atakuje.
Nie jest łatwo w niej trwać. Niby to takie proste, a jednak nie.
Ale dam radę :)
...
Refleksje powoli napływają.
Nadchodzi czas na myślenie...
...
Dobranoc
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz