środa, 19 listopada 2014

okruchy historii

W poniedziałek miałam okazję poznać Panią Zofię lat 83.
Pani Zofia jest profesorem biologii, jej specjalnością jest/była genetyka. Przez wiele lat
wykładała na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jest również członkiem honorowym Komisji
Biologicznej- Polskiej Akademii Nauk -odział w Krakowie. Wspaniała kobieta. Mądra.
B.spragniona rozmowy. Ciepła. Życzliwa. I niestety bardzo mocno doświadczona przez los...
Dziś odwiedziłam ją po raz drugi. Przez najbliższych kilka tygodni będę miała okazję kilka
razy się z nią spotkać podczas domowej rehabilitacji. Co nas obie ucieszyło.
Pani Zofia pochodzi spod Sandomierza. Jej tato był leśnikiem, mam zaś nauczycielką.
Od dzieciństwa ojciec zaszczepił w niej zamiłowanie do przyrody.
Kiedy miała 8 lat wybuchła II wojna światowa. W niedługim czasie po wybuchu trafiła wraz
z rodziną do obozu w Majdanku. Ze zgrozą wspominała mi dziś warunki życia- nie życia
w obozie... Brud, zgnilizna, smród, ziąb, ciągły głód i ....egzekucje. Z obozu po roku wykupił
ich (ją i jej rodzinę) bogaty Żyd. Potem wszyscy trafili na Podkarpacie. Tam żyli w strasznej
nędzy. Głodowali. Jakaś sąsiadka poratowała rodzinę parą królików, które na szczęście
jak to króliki szybko i licznie się rozmnożyły. Któregoś razu mieliby straszne problemy przez
te zwierzaki, bo Zosia wypuściła je na łąkę, żeby się popasły, a na to nadjechał patrol niemiecki.
Zośka struchlała, była pewna że zaraz pewnie zginie, ale że Niemiec był głupi, uwierzył jednemu, towarzyszącemu mu policjantowi, że króliki to szczury i pozwolił je zachować, bo Polacy
to szczury mogą jeść. "Bandyci jedni" cytuję.
Był też czas, kiedy rodzina P.Zofii ukrywała córkę jednego Żyda w skrytce pod obornikiem.
Dziewczyna była młoda i ładna. Ogromnie rozpaczała, że musi przebywać w izolacji.
Któregoś razu jej ojciec postanowił pod osłoną nocy, na chwile ją przeprowadzić przez lasy
do domu, żeby matka mogła córkę zobaczyć i wtedy wypadła znienacka zasadzka niemieckich
żołnierzy i rozstrzelali Żyda z córką. Takie to straszne historie się działy...
Pani Zofia ze zgrozą opowiadała, a ja ze zgrozą słuchałam. Wierzyć się nie chce że takie rzeczy
miały miejsce naprawdę. Co innego jest czytać lub oglądać dokumenty o wojnie, a co innego
wysłuchać wspomnień naocznego świadka wojny. Jak to dobrze, że naszemu pokoleniu
przyszło żyć w innych czasach.

Dobranoc

1 komentarz:

  1. Historia ściska serducho... My nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie tego, jak ludzie w czasie wojny żyli, co przeżywali, czego świadkami byli. Nie doceniamy tego, co mamy - jak dużo i często niepotrzebnych rzeczy. Gonimy za sławą, karierą i władzą, a tak niewiele trzeba. Dzisiaj, w czasach kultu młodego, pięknego ciała, często ludzie mają w pogardzie starszych. A przecież każdy z tych staruszków ma swoją historię, niejednokrotnie mrożącą krew w żyłach. Słuchajmy zatem ich, póki jeszcze z nami są...

    OdpowiedzUsuń