piątek, 13 marca 2015

Wojownicza księżniczka

Moja mądra siostra co rusz podsyła mi do czytania co raz
to nowsze i ciekawsze artykuły o tematyce...hmm życiowej ;)
Tym razem padło na Nas- Kobiety. Oto fragment tekstu przeczytanego dzisiaj:

"Być księżniczką, ale wojowniczą. Piękną czekającą na swojego 
księcia, ale z własnym zapleczem zamkowym i  wielotysięczną armią. 
Nie stereotyp, tylko badania, statystyki, obserwacje i rozmowy. 
Usłyszałam kiedyś od znajomej, że prawdziwa kobieta (!) powinna 
umieć jeździć na nartach, pływać i świetnie jeździć autem."

Jakież to prawdziwe...i smutne zarazem. Przeciętna kobieta XXI w. 
to przecież Xena Wojownicza księżniczka we własnej osobie. Niezależna, 
zaradna, obrotna, zadbana, wysportowana, silna, zabawna itp. Zakuta 
w pancerz (pozornej) doskonałościpogoni za (przemijającą) urodą 
pełna przekonania, że jej piękno pochodzi przede wszystkim z zewnątrz. 

I kolejny fragment tekstu:
" Przeżywamy zmasowaną propagandę zdrowego stylu życia i bycia 
fit. Oczywiście ma to swoje dobre, jeśli rzeczywiście służy zdrowiu. 
Zaczyna być wątpliwe, gdy zamieszczane zdjęcia wysportowanych 
instruktorek (...) zaczynają frustrować zapracowane żony i matki 
trójki dzieci. Bo nie dość, że kobieta powinna być piękna, ciągle młoda 
i wysportowana, z nienaganną figurą po trzech ciążach, to do tego winna 
być super matką. Matką Polką. Zawsze uśmiechniętą, wypoczętą, gotową 
na zabawę z dziećmi. Uczestniczącą  w kursach, spotkaniach, bywającą
w klubokawiarniach. Najlepiej blogującą mamą, która na bieżąco 
dzielić się będzie z innymi mamami swoimi dokonaniami, 
ale i rozterkami, rozdrapując  na forum wszystkie trudności i choroby 
dziecka oraz swoje wychowawcze porażki ".

...Bo świat oferuje tyle możliwości, więc trzeba z nich korzystać... 
...Bo trzeba (albo chociaż dobrze) być ze wszystkim na czasie...
...Bo czas przemija i jakoś posowiałoby go oszukać żeby dalej być piękną... 
Można się w tym zatracić i pogubić. A czy dzięki temu kobieta będzie naprawdę
szczęśliwa? Jeśli któraś się w tym odnajdzie, to nic tylko się cieszyć. Ale jeśli nie,
to nie ma co robić tragedii, że beznadziejna, zła, niezaradna itp.

    Ja się kiedyś uparłam, że prawko zrobię, bo skoro wszystkie kobiety 
w moim otoczeniu zrobiły i zdecydowana większość jeździ samochodem, 
to i ja gorsza nie będę. Prawo jazdy zdałam. Trochę mnie to kosztowało nerwów, 
czasu i pieniędzy, ale się uparłam i zrobiłam. I co z tego mojego uporu wyszło? Nic!!
Można mi tłuc do głowy, że umiejętność jazdy autem jest bardzo przydatna itd.,
ale na samą myśl o jeździe, dostawałam takiej fobii, że nie było opcji żebym 
za kierownicę wsiadała. No i nie jeżdżę? Mam siąść i płakać z tego powodu?
   Kiedy na pytanie skąd jestem, odpowiadam, że z okolic gór, wszyscy stwierdzają,
że pewnie śmigam na nartach jak szalona. A ja na nartach jeździć nie umiem.
Jakoś tam pokracznie zjadę, bo jak się zdarzy, że wyjdę gdzieś wyżej, to i w dół jakoś
dostać się muszę. Ale jazdą bym tego nie nazwała ;)
   Obowiązujące trendy w modzie też nie są dla mnie zbyt ważne. Lubię nosić 
to co lubię, to w czym się dobrze czuję. Owszem, mam w swojej szafie 2 pary 
wąskich spodni, bo od jakiegoś czasu polubiłam swoje nogi i czasem mam ochotę
je wyeksponować, ale od zawsze bliski mi był styl hippisowski- dzwony, zwiewne 
bluzeczki itp. Takie fikuśne rzeczy mi odpowiadają i do mnie pasują, choć ostatnio 
spotkało się to delikatną szyderą jednej z moich koleżanek (wybacz moja B.R),
bo szerokie spodnie są przecież passe :P
   Z tym malowaniem też różnie bywa. Od jakiegoś czasu uskuteczniam delikatny 
makijaż oczu, ale robię to maksymalnie krótko i prosto. Podkładu, fluidu i pudru 
nie używam. Nie chce mi się zwyczajnie. Szkoda mi czasu. Może bym lepiej 
wyglądała, ale wolę te kilka minut malowania przeznaczyć na spanie.
   Jestem niesystematyczna i bywam strasznym leniwcem, co się niestety 
niekorzystnie odbija na rzeczach, które nieustannie obiecuje sobie powtarzać- 
mam tu przede wszystkim na myśli naukę j.angielskiego i wiedzę z zakresu fizjoterapii.
   Nie mam talentów artystycznych, ani odpowiednio dużo cierpliwości do robótek 
ręcznych, które w ostatnim czasie też stały się popularne.
   Uwielbiam podróże, ale taka ze mnie podróżniczka jak z koziej d... trąba. Więcej
podróży przeżywam w swojej głowie niż w rzeczywistości. Zawsze mi się wydaje, 
że jeszcze przyjdzie na to czas.
   Miewam słomiany zapał. I jak się już zdarzy, że za coś się zabiorę, nierzadko bywa, 
że zarzucam podjęte przedsięwzięcie.
   Cierpię na chroniczne nieumiarkowanie w jedzeniu (Bogu dzięki za dobry 
metabolizm). Przy każdym posiłku obiecuję sobie, że "tym razem zjem mniej". 
Ponad to mam plan zjeść spokojniej i z celebracją, ale moje postanowienia z reguły 
kończą się jak zwykle. Czyli jem dużo i szybko.
   Jeśli chodzi o dobra materialne, to nie mam swojego, własnego zamku (mieszkania), 
tylko mieszkam w wynajętym mieszkaniu. Ba!! Podejrzewam nawet, że w najbliższych 
latach się to nie zmieni. I czy to czyni mnie niezaradną życiowo?
....
Czy przez to, że odstaję od propagowanych przez świat kryteriów jestem 
beznadziejna? Czy jestem nijaka? Czy moja wartość jest umniejszona? 
Oczywiście, że NIE :) Jestem mądra, dobra, ważna (triada b.często powtarzana
przez moją Wandę) i wartościowa!!! Jak ktoś wątpi, to niech w szranki 
ze mną stanie ;) Zasługuję (jak każda z nas) na wszystko co najlepsze :)
A to, że czasem chodzę po domu w dresie i dwóch różnych skarpetach, 
że lubię dzwony i nie robię make-upu, że Hołowczycem, ani Wojciechowską 
czy inną Pawlikowską nie zostanę o niczym nie świadczy :)
...
Każda z nas ma prawo i możliwość żyć po swojemu i w swoim naturalnym tempie :) 
Czasami miewam wątpliwości co do swojej kobiecości, wewnętrznego piękna 
(bo przecież to o nie chodzi!!!) i poczucia własnej wartości, ale na szczęście 
miewam też w życiu te przebłyski mądrości, że w życiu nie chodzi tylko o to 
co na wierzchu,  ale że przede wszystkim liczy się to co w środku :) 
A gdybym zbyt długo sobie tego nie uświadamiała, to wiem, że Wanda zawsze
przyjdzie z pomocą :)
...
Drogie kobiety. 
Pozwólcie sobie być sobą!! 
Jeśli coś robicie, to róbcie to dla swojej przyjemności, a nie dlatego, że wypada itp. 
Dawajcie sobie przyzwolenie na słabość. Siła nie tkwi w byciu samowystarczalną
ale w umiejętności proszenia o pomoc i korzystania z niej, kiedy sobie z czymś nie 
radzimy :) 
I ja hipokrytka też pamiętać o tym muszę :)


ps: dla zainteresowanych link do artykułu 
http://www.deon.pl/religia/rekolekcje-wielkopostne/wielki-post-2015/zyj-nie-biegnij/art,5,wojownicza-ksiezniczka.html






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz